Nabożeństwa ku czci
Św. Rity

Każdy 22. dzień miesiąca,
godz. 17:00 / 18:00.

Więcej informacji...

Msze Święte

Niedziele i Święta:

7:00, 8:30, 10:00,
11:30, 12:45, 17:00

Dni powszednie:

7:00, 18:00
(od 1.X do 31.XII
7:00, 17:00)

Parafia p.w. św. Jana Kantego
Jaworzno - Niedzieliska

Artykuły

WYJDŹ Z TWOJEJ ZIEMI! 2021 -  ROK ŚW. JAKUBA

 z ks. Markiem Sendalem rozmawia Agnieszka Pałka

Na wakacyjną listę wyjątkowych miejsc do których warto, a nawet trzeba wybrać się w tym roku, należy koniecznie dopisać Sączów - urokliwą wioskę, leżącą w powiecie będzińskim, oddaloną zaledwie 38 km od Jaworzna. Właśnie tam bije źródło szczególnych łask duchowych, z których można czerpać w obchodzonym obecnie Roku Św. Jakuba.

W blisko 800-letniej parafii i zabytkowym kościele na wzgórzu, św. Jakub Apostoł jest otoczony nieprzerwanym kultem. Wizerunek świętego patrona umieszczony jest w górnej części głównego ołtarza, a w kaplicy znajdują się jego relikwie - najstarsze w Polsce - potwierdzone certyfikatem samego Patriarchy Jerozolimskiego Jerzego de Lascarisa z 1779r. W zabytkowym ołtarzu głównym znajduje się jeszcze jeden skarb: łaskami słynący obraz Matki Bożej Łaskawej z 1671r.

W Polsce jest ponad 140 parafii rzymskokatolickich p.w. św. Jakuba oraz 6 świątyń, które zostały wyniesione do godności sanktuariów. Nasza parafia posiada relikwie pierwszego stopnia - opowiada ks. Marek Sendal, proboszcz sączowskiej parafii oraz kapelan i kustosz Zagłębiowskich Szlaków św. Jakuba.

Świątynia w Sączowie jako jedyna w diecezji sosnowieckiej, cieszy się przyznanym przez Watykan tytułem kościoła stacyjnego. Oznacza to, że w Roku Jakubowym, można uzyskać tam specjalny, jubileuszowy odpust zupełny. Aby dostąpić odpustowej łaski wystarczy nawiedzić nasz kościół. Nie ma znaczenia czy przybędzie się tu samochodem, rowerem czy w tradycyjny sposób, czyli pieszo. Najważniejsza jest modlitwa i chwila zatrzymania na pobożnym rozmyślaniu. Oprócz tego należy dopełnić jeszcze zwykłe warunki odpustu, przede wszystkim być w stanie łaski uświęcającej - wyjaśnia ks. Marek.

Sączów to także wyjątkowe miejsce pod względem turystyczno-pielgrzymkowym. Znajduje się tam niezwykle ważny węzeł 2 jakubowych szlaków:  ze wschodu na zachód: czyli najdłuższej polskiej Drogi św. Jakuba Via Regia, jednej z najstarszych szlaków w Europie oraz z północy na południe: czyli Jasnogórskiej Drogi św. Jakuba. Pielgrzym, który wyruszy na te szlaki, właśnie w Sączowie może zatrzymać się na nocleg, parafia ma bowiem nawet swoje albergue, czyli schronisko dla pielgrzymów.  A przybywają oni z całej Polski, Europy a nawet Ameryki. Jest to udokumentowane w grubej kronice wpisami i zdjęciami caminowiczów. W 2013r. powstał Dom św. Jakuba, który przyjmuje pielgrzymów - zazwyczaj pojedynczych - którzy idą bezpośrednio do Santiago albo pokonują tylko pewien odcinek.  Dziś np. zapowiedział się Portugalczyk, który przyleciał do Krakowa i stamtąd szedł do Dąbrowy Górniczej. Tam przenocował u poznanego przez Internet Włocha. Ten Włoch z kolei ożenił się z Polką z Dąbrowy Górniczej, którą poznał na szlaku do Santiago. Wieczorem obaj mają dotrzeć do nas - relacjonuje proboszcz z Sączowa. Niedługo przyjdą także panie, które wyruszą z Piekar Śląskich do Częstochowy. Robią sobie sprawdzian przed wyjazdem do Hiszpanii. Najliczniejszą grupą pielgrzymkową, która odwiedziła naszą parafię była 23 osobowa ekipa pielgrzymująca na rowerach. Ks. Marek przyznaje, że w zeszłym roku - pomimo trwającej pandemii - caminowicze nie zawiedli. I choć byli to tylko Polacy, to przybyło ich o 3 osoby więcej niż w ubiegłych latach.

Rok Święty Compostelański 2021 to także okazja do promowania wędrówek po polskich szlakach jakubowych, a szczególnie przypominania i wzbudzania zainteresowania lokalnymi szlakami, także w regionie naszej diecezji. Nawet niezbyt wytrawni pielgrzymi mogą spokojnie pokonać Drogę św. Jakuba w kilku odcinkach. Z inicjatywy sączowskiej parafii oraz Zagłębiowskiego i Górnośląskiego Klubu Przyjaciół Camino, zorganizowano w okresie od 8 maja do 26 czerwca, 8 etapów Pieszej Pielgrzymki Drogą św. Jakuba Via Regia w diecezji sosnowieckiej. Były to odcinki do 20 km, np. z Grodziska do Sułoszowy czy z Dąbrowy Górniczej-Gołonoga do Będzina. Każdy, kto miał siłę i ochotę mógł z nami wyruszyć. Nie było ograniczeń wiekowych. Grupki były małe. Wszystkich zainteresowanych odsyłam na naszą stronę parafialną i Facebooka, gdzie znajduje się relacja z poszczególnych etapów wraz ze zdjęciami. Może to kogoś zainspiruje - mówi ks. Sendal. Zapewnia także, że na szlaku nie można się zgubić, gdyż ścieżki są dość dobrze oznakowane, a pewne luki, ze względu na zniszczenia zębem czasu są na bieżąco odnawiane.

Droga jakubowa na terenie diecezji sosnowieckiej, to przede wszystkim piękny szlak przyrodniczy. Wyjątkowo malownicza jest trasa z Olkusza do Sławkowa. Przebiega brzegiem rzeki Sztoły, wzdłuż jej zakoli i przełomów. Widoki są naprawdę niespotykane. Można odpocząć i pogrążyć się w rozmyślaniu. Nawet nasi diecezjalni księża, którzy pracowali w Olkuszu, nie zawsze dotarli w te wyjątkowe miejsca. Odcinek może być trudny tylko dla rowerzystów, ze względu na wąskie ścieżki i dużą ilość piasku - zauważa ks. Marek.

Kiedy już zdecydujemy się odwiedzić Sączów i parafię św. Jakuba, warto wcześniej zapowiedzieć się u proboszcza. Każdy dzień to inne obowiązki, wyjazdy i sprawy do załatwienia. A z powodu zapewnienia bezpieczeństwa, zabytkowy kościół niestety nie jest otwarty dla pielgrzymów przez cały dzień. Najlepiej zatelefonować bezpośrednio do mnie, żeby się nie rozminąć. Chętnie oprowadzę po kościele, pokażę Dom Jakubowy, zapoznam z historią tutejszego odcinka Via Regia, przybliżę dzieje parafii oraz opowiem o kulcie św. Jakuba.

Przeżywany Rok Jakubowy może być początkiem wspaniałej przygody, podążania za świętym apostołem na drodze do Chrystusa. A Sączów bez wątpienia jest bardzo przyjaznym miejscem dla pielgrzymów i turystów. Żeby się przekonać o gościnności, otwartości i serdeczności ks. Marka oraz sączowskiej wspólnoty parafialnej, warto tu po prostu przybyć i spotkać się ze św. Jakubem w znaku jego relikwii oraz zwrócić się do Boga z prośbą o potrzebne łaski za jego pośrednictwem.

Cieszymy się z każdego pielgrzyma. Zapraszam serdecznie do nas: do Sączowa, do św. Jakuba wszystkich wiernych z parafii św. Jana Kantego w Jaworznie-Niedzieliskach. Zapraszam na uroczystości odpustowe tradycyjnie 25 lipca, ale także w każdy inny dzień. Św. Jakub nas wspiera i nam pomaga. Dzięki temu  dajemy sobie radę z problemami i trudnościami dnia codziennego.

Planując swoją osobistą lub rodzinną wyprawę warto wcześniej zajrzeć na stronę internetową parafii, klubów camino, caminonet i skorzystać z ważnych wskazówek, map i informacji dotyczących szlaków i pielgrzymowania.

Buen Camino! - Dobrej Drogi!

Diabeł nie powie słowa – „mój”

(J 20,19-31)

 

Pytania nurtujące nasze głowy przybierają dzisiaj zaostrzoną formę. Jest ona tym ostrzejsza, że nie mamy zadowalających na nie odpowiedzi. Przeplatająca się śmierć z życiem, zdrowie z chorobą, władza z wolnością, miłość z grzechem i wiele innych sprzeczności, zawirowuje nasze myślenie, naszą pracę i nasze relacje. Spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem, w swym absolutnie ponadczasowym wymiarze jawi się jako jedyne, prawdziwie porządkujące Chaos, jaki jest w nas i wokół nas.

Dlaczego właśnie to spotkanie?

Bo ono trwa! Zmieniają się osoby, a On jest! Znakiem rozpoznawalnym żyjącego Jezusa są Jego śmiertelne rany.  To jest fakt, a nie dezaktualizujący się trick z Hollywood. Jezus Zmartwychwstały jest żywy w ludzkiej postaci, choć inną kategorią ludzkiej egzystencji. Jest  człowiekiem w ciele uwielbionym, któremu nie zagraża niebezpieczeństwo śmierci. Podlega zmysłowemu doświadczeniu innych ludzi, lecz wykracza daleko poza jego możliwości poznawcze. Przenosi się aktem woli z miejsca na miejsce; je, ale nie musi jeść, raz jest zmaterializowany, raz się dematerializuje; rozpoznawalny jest wtedy, kiedy On o tym zadecyduje.

Opisane w Ewangelii spotkanie z Jezusem zmartwychwstałym było spotkaniem również fizycznym. Jezus, mówiąc: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli, zaznaczył, że to spotkanie może odbyć się  tylko na płaszczyźnie duchowej, gdzie wiara przechodzi w pewność. Cały kontekst wypowiedzi związany z niedowiarstwem Tomasza oraz określenie błogosławieni  wskazuje na większą rangę spotkania opartego tylko na wierze. Ponieważ nigdzie nie mamy wzmianki o spotkaniu Zmartwychwstałego z Jego Matką, to możemy spokojnie przyjąć, że ta ocena przede wszystkim Jej dotyczy. W tej przestrzeni jest również miejsce dla nas.

Skoro Jezus zmartwychwstał to i my razem z Nim zmartwychwstaniemy. Jest to najbardziej rewolucyjna informacja w dziejach ludzkości. Ten, kto tego doświadcza, przeżywa całkowite przewartościowanie swojego myślenia, zupełnie inaczej  patrzy na życie i śmierć; na zdrowie i chorobę; na grzech i na miłość oraz na wszystko, co jest z tym związane.

Zwycięstwo nad śmiercią jest u Jezusa integralnie związane z zadośćuczynieniem za ludzki grzech. Będąc prawdziwym człowiekiem, dzięki Boskiej naturze zmartwychwstał, dzięki Boskiej naturze zbilansował wszystkie nasze grzechy. Jest to jedyny w dziejach świata akt prawdziwego wyzwolenia człowieka z niewoli, w którą sam się wpędził, a z której sam wyjść nie może. Dlatego też Zmartwychwstały zwraca się do Apostołów, ustanowionych przez Niego misjonarzy prawdziwej wolności, słowami: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Tak uposażeni mogą ruszać z  posługą prawdziwej wolności  w świat i w jego historię.

Uwolniony człowiek może wejść w najpiękniejszą i najbardziej kreatywną relację z Bogiem. Uwolniony od zwątpienia Tomasz wypowiada kluczowe słowa: Pan mój i Bóg mój. Diabeł wie, że Chrystus zmartwychwstał, lecz nigdy nie wypowie słowa – mój, słowa wyrażającego miłość.  Diabeł wie, że Chrystus jest Panem i że jest Bogiem, lecz bez tego mój, nic mu z tej wiedzy.

W tym czasie wyjątkowego zniewolenia warto sobie postawić pytanie: - czy kiedykolwiek w swoim życiu, doświadczając Jezusa Zmartwychwstałego, powiedziałem świadomie i z całym przekonaniem: Pan mój i Bóg mój!

 

                                                                                                                 Ks. Lucjan Bielas

Bezpieczna bliskość

(Łk 24, 35-48)

W jednej z internetowych dyskusji, dotyczącej aktualnych przemian społecznych, znany psychiatra stwierdził, że niebezpiecznie przesunęły się akcenty w naszych ludzkich relacjach. Mówiąc chory człowiek, akcentujmy słowo – chory, a przecież to nie przymiotnik, lecz podmiot – człowiek, jest najważniejszy. To przesunięcie akcentu w potocznym języku oraz idące za tym zmiany w zachowaniu, powodują utratę niesłychanie ważnej dla ludzi relacji, a mianowicie – utratę bliskości. Dystans, maseczki, zdalne nauczanie, zdalna praca, teleporady medyczne, izolacja i kwarantanny wprowadzane w imię wyższego dobra odpowiedzialności za swoje i drugich zdrowie, mają swoje działanie uboczne – utratę bliskości. Do tego dochodzi Msze św. online, Komunia św. duchowa i odłożenie Sakramentu Pokuty na bezpieczniejsze czasy, czyli również i z  Panem Bogiem – utrata bliskości.

Wielu ma tę świadomość, że zniewolenie zatomizowanej i zastraszonej społeczności jest bardzo łatwe i wydaje się, że na tym etapie stało się to faktem.

Może ktoś słusznie powiedzieć – człowieku, po co to mówisz? Przecież my to wszystko wiemy, a i tak  nic nie możemy zrobić. Może się to kiedyś samo skończy – poczekajmy.

A może trzeba popatrzeć na to jeszcze inaczej. Może jesteśmy dziś jak Apostołowie w Wieczerniku. Jezus staje pośród nas i mówi: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdaje się, że widzimy ducha. Lecz On mówi do nas: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. A potem pokazuje nam swoje rany na nogach i rękach, atrybuty Jego uwielbionego ciała. I ciągle niedowierzających zaprasza do stołu, i już nie ryba pieczona jest na nim, lecz On sam pod postacią chleba i wina. Bliżej Chrystusa, bliżej Boga i bliżej człowieka na tym świecie być nie  można.

Dla wielu to rozważanie nie ma sensu i jest tylko niezrozumiałą, pustą grą sów. Dla niewielu zaś jest to fakt, za który są gotowi oddać życie. W tej oczyszczającej bliskości doświadczają mocy, która daje wewnętrzny pokój i pozwala z miłością wyjść na ulice pogubionego i zniewolonego świata.

Niespełna 2000 lat temu, Apostołowie wyszli z Wieczernika na ulice Jerozolimy, Antiochii, Rzymu i innych miast i wiosek. Zachowując ówczesny porządek społeczny, przez wewnętrzną bliskość z Jezusem, przemieniali zniewolony antyczny świat. Fakt, że to się udało tej mniejszości,  jest niezaprzeczalnym cudem wpisanym w historię ludzkości. Dzisiaj  my  możemy  wyjść na ulice naszych miast i wiosek.  Zachowując aktualny porządek społeczny, możemy, przez wewnętrzną bliskość z Jezusem, przemienić zniewolony współczesny świat.

 Jezu przymnóż mi wary, abym był jeszcze bliżej Ciebie i człowieka!

                                                                             

 

                                                                                           Ks. Lucjan Bielas

Pasterze, złodzieje i rozbójnicy

(J 10, 11-18)

Tytulatura Jezusa Chrystusa, tym różni się od wszystkich innych na tym świecie , że jest prawdą o Nim, a nie mniej lub bardziej zbiorem określeń, których często celem jest zaspokajania  próżności. Ta tytulatura Jezusa pozwala nam na jeszcze głębsze zrozumienie Jego i Jego misji, na odnalezienie siebie w przestrzeni, jaką On przez jej pełnienie dla nas stwarza.

I tak mówimy o Jezusie, że jest Synem Bożym i rzeczywiście nim jest, jednorodzonym i odwiecznym; mówimy o Nim, że jest królem i rzeczywiście nim jest, i to panującym nad wszechświatem; mówimy o Nim, że jest sługą i jest nim i to najbardziej ze wszystkich uniżonym; mówimy o Nim, że jest arcykapłanem i to też jest prawdą, bo składa Ofiarę najdoskonalszą ze wszystkich innych. Dziś Chrystus nazywa siebie „Dobrym Pasterzem”. Czyni to z pokorą, bo taka jest prawda o Nim. Wydaje się, że właśnie ta prawda o Jezusie i Jego misji jest nam dziś szczególnie potrzebna.

Aby lepiej zrozumieć tytuł Dobry Pasterz, trzeba popatrzeć na kontekst dzisiejszej Ewangelii. Zaskakujące jest to, że zanim Chrystus określi siebie jako pasterz, to nazwie siebie bramą owiec (J 10,7). Tylko przez nią można dostać się pod opiekę Dobrego Pasterza. Są jednak tacy, którzy z pominięciem bramy próbują się do owczarni dostać – wdzierają się inną drogą (J 10,1). W dosłownym tłumaczeniu z greki oznacza to tych, którzy wspinają się na ogrodzenie, aby przez nie przejść. To złodzieje i rozbójnicy, którzy nie mają prawa wejść do owczarni, ale próbują się dostać. Papież Benedykt XVI stwierdził, że owo wspinanie się, oznacza również karierowiczów. Dotyczy to zarówno tych, którzy do swojej kariery politycznej, biznesowej itp. wykorzystują Kościół Chrystusowy, jak i tych, którzy kapłaństwo, pojmują jako drogę życiowego awansu, który z prawdziwą służbą nic nie ma do czynienia.  Na wzór Jezusa nazywają siebie pasterzami, ale z Jezusem nie mają wiele wspólnego. Papież Benedykt zaznacza z całą mocą, że jedyną drogą do awansu na urząd pasterza w Kościele Chrystusowym – jest krzyż. Słowa Jezusa: życie moje oddaję za owce, są podstawą i wytyczną dla wszystkich pasterzy w Jego owczarni.

Coraz częściej słyszymy, że ze strachu przed chorobą, kapłani odmawiają posługi duszpasterskiej. Są to niestety rozbójnicy i złodzieje. To, co czynią, jest największą podłością! Niestety zawsze w Kościele tacy byli i będą. Jezus o nich wie i paradoksalnie przez nich też działa, a sakramenty przez nich udzielana są ważne. Wszechmocny Jezus jest ponad ludzką głupotą. Świadomi tego, nie możemy z powodu ich żałosnej działalności, rezygnować z owczarni Jezusa i z Niego samego, jako Dobrego Pasterza.  Po to dostaliśmy oczy, uszy i rozum, aby ponad tym całym bałaganem w świecie, Jego zobaczy, Jego usłyszeć i do Niego się przyłączyć, na Jego warunkach.

Dziękuję Ci  Jezu – Dobry Pasterzu, że w tym całym naszym pogubieniu jesteś z nami. Dziękuję za Twoją obecność, za Twój głos, za przestrzeń wokół Ciebie, gdzie czuję się bezpieczny. Dziękuję za każdego Twojego pasterza, który przede mną nie ucieka i jest gotów oddać za mnie życie.                                                                                                

 

 

                                                                                                       Ks. Lucjan Bielas

Czy to już koniec Solidarności?

(J 15, 1-8)

V Niedziela Wielkanocy w roku 2021 zapewne nie przypadkowo znalazła się między  1 a 3 maja. Nasze pierwsze skojarzenie, kiedy słyszymy 1 maja – to  Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy obchodzony w wielu krajach od 1 maja 1890 r.  jako upamiętnienie wydarzeń w Chicago w 1886 r.  Starsze pokolenie wspomina uroczyste pochody, trybuny pełne działaczy jedynie słusznej ideologii i przewodnią ideę, którą kończył się napisany przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa Manifest Komunistyczny z lutego 1848 r. Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!

Niezmiernie trzeźwym głosem w społecznych napięciach XIX i XX w. był głos Kościoła Katolickiego, który szczególnie mocno wybrzmiał w encyklice  Rerum novarum, papieża Leona XIII z 15 maja 1891 r.  Podkreślając wagą problemu, Biskup Rzymu poddał wnikliwej krytyce zarówno socjalizm wypływający z liberalizmu, jak i  zaborczy imperializm gospodarczy. Sprawujący władzę w państwie są zobowiązani do zadbania o ochronę podstawowych praw ludzi  pracy. Kościół zaś przez powrót do ewangelicznych zasad życia  winien szczególnie intensywnie troszczyć się o odnowę moralną. Gdyby ten głos Leona XIII był  z większą powagą przyjęty przez duchowieństwo i wiernych, i gdyby świat uznał jego głęboką mądrość,  może historia uniknęłaby krwawych rewolucji i wojen. W ten głos Kościoła wpisuje się ustanowienie przez Piusa XII  w 1955 r dnia 1 maja jako wspomnienie św. Józefa rzemieślnika i powierzenie jego wstawiennictwu społecznych i gospodarczych napięć, które ciągle na nowy sposób, w nowych odsłonach targają ludzką rzeczywistością.

Dla wielu Polaków przygotowujących się w zawirusowanym czasie i w zawirusowanym myśleniu do narodowego święta, do  Uroczystości Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, jej przesłanie duchowe ma już niewielkie znaczenie. Ważniejszy jest wolny czas i możliwość na miarę ograniczeń, jakiegoś wyjazdu. Słowa, które Królowa, wskazując na Jezusa, kieruje do nas, a które są jedynym dla nas ratunkiem:  Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5), są już prawie niesłyszalne.  Tymczasem chcąc ratować naszą Ojczyznę, chcąc zachować właściwą równowagę społeczną, chcąc życie swoje spełnić, zachowanie tego polecenia Matki Chrystusa i naszej Matki, jest fundamentalne.

Dlaczego?

Wierząc w bóstwo Jezusa Chrystusa, tak jak wierzyła Maryja, oraz wypełniając Jego polecenia, tak jak je słyszymy w naszych sumieniach, znakomicie współpracujemy z Bogiem w dziele stwarzania. Do takiej współpracy, opartej na miłości Boga i bliźniego,  jesteśmy stworzeni. Uwolnieni przez Jezusa od grzechu możemy podjąć  pracę z przyjemnością i ze skutecznością przekraczającą nasz ludzki wkład. 

Znakomicie oddaje to dzisiejsza Ewangelia. Jezus Chrystus, Syn Boży, przypomina nam, że z miłości do nas podzielił nasz ludzki los, przyjmując na siebie prawdziwe człowieczeństwo. Trafnie określił to Sługa Boży bp. Jan Pietraszko, mówiąc o tym, że w Chrystusie w niepojęty dla umysłu człowieka sposób doszło do „zrośnięcia się Boga z człowiekiem w jedną całość, w jeden żywy, owocujący organizm”. Wsłuchując się w przypowieść Jezusa o winnym krzewie, natychmiast staje przed każdym z nas pytanie: jestem żywą cząstką tego Bosko-ludzkiego organizmu, albo już umarłą?

Stawiamy sobie, my Polacy, w tym całym kontekście społeczno-gospodarczo-politycznym pytanie: co zrobiliśmy z Solidarnością, ruchem, który był fantastyczną aplikacją Ewangelii w życie codzienne, jakże podzielonego społeczeństwa. Rewolucją, która nie była skierowana przeciwko nikomu, której hasłem było – Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Rewolucją, która była szansą niespotykanej w  dziejach narodowej odnowy i przywrócenia kultury pracy.

 I znów stawiamy sobie pytanie – czy żyjemy tą ideą tak, jak żył nią św. Jan Paweł II, jak żył  nią bł. ks. Jerzy Popiełuszko i wielu im podobnych, czy też idea rozminęła się z życiem? Przykładów takiej politowania godnej postawy mamy aż nadto, a może stać nas na to, aby poskładać się na nowo. Z Bogiem nie ma rzeczy niemożliwych!

                              

 

                                                                                                   Ks. Lucjan Bielas

Oświadczyny

(J 15, 9-17)


Różne składamy sobie wyznania. Niewątpliwie największe i najbardziej zmieniające nasze życie to wyznania miłości. Nieraz na takie wyznania daremnie czekamy i zabiegamy o nie całe życie, a w ich braku upatrujemy osobisty dramat. Wiemy, że nikogo do takich wyznań nie możemy zmusić, a tym bardziej do  konsekwentnie idącej za nimi życiowej postawy. Wyznanie miłości jest najpiękniejszym aktem wolnej osoby, gotowej na wszystkie  płynące z tego konsekwencje. Owe, uroczyście nazywane – oświadczyny, są deklaracją dania swojego życia drugiej osobie i gotowością na przyjęcie jej życia. Dwoje stają się jednym, a miłość sprawia, że są jeszcze wolniejsi.

Jest pewien osobliwy paradoks. Dla wielu z nas wyznanie miłości, złożone przez drugiego człowieka, ma zdecydowanie większe znaczenie, niż wyznanie miłości, jakie składa nam Bóg. Te Jego oświadczyny, traktujemy często tylko jako pobożne hasła, które nie wywołują głębszego oddźwięku w naszych sercach, umysłach i działaniu.

Dlaczego tak jest?

To Bóg pierwszy wyznaje człowiekowi swoją miłość i to nie tylko przez akt stworzenia, ale również przez swoją obecność. Księga Rodzaju w metaforycznym obrazie ukazuje Boga, który przechadza się po rajskim ogrodzie, otwarty na towarzystwo człowieka (por. Rdz 3,8). Te przechadzki z Bogiem zakończył grzech człowieka, który zaczął się bardziej bać, niż kochać. 

Miłość Boga jest jednak większa niż ludzki grzech. Jakże wymowne są słowa Jezusa: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

Ojciec Niebieski tak bardzo nas pokochał, że nie zawahał się dać nam swojego Syna, gotowego oddać za nas swoje życie. To wyznanie miłości Boga do człowieka zdecydowanie przewyższa miłość okazaną nam w akcie stworzenia. Przyjęcie tej miłości jest daniem Bogu całego swojego życia. Bóg przyjmuje człowieka, a człowiek Boga. Każda ze stron w tym cudownym zjednoczeniu zachowuje swoją tożsamość i wolność.

Każde oświadczyny przekładają się na prozę życia, która dzień po dniu weryfikuje ich autentyczność. Codzienna wierność deklaracji miłości nieustannie pogłębia ją. Tak jest zarówno z miłością do Boga, jak i do drugiej osoby. Przedziwnie, ale te miłości mają wspólny mianownik.

W najbardziej nieludzkich warunkach, będących zaprzeczeniem miłości Boga i człowieka powstał jeden z najpiękniejszych tekstów o miłości. Jego autorem jest  Wiktor Frankl, Żyd, znakomity psychiatra, więzień obozu Auschwitz. Pozwalam sobie zacytować fragment jego  książki „Człowiek w poszukiwaniu sensu”(s. 68.71).

W ciemnościach potykaliśmy się o wielkie kamienie i z trudem pokonywaliśmy rozległe kałuże na jedynej drodze wiodącej z obozu. Eskortujący nas strażnicy cały czas pokrzykiwali i popędzali nas kolbami swoich karabinów. Ci, którzy mieli szczególnie obolałe stopy, wspierali się na ramionach swoich towarzyszy. Z rzadka tylko padało jakieś słowo; lodowaty wiatr nie zachęcał do prowadzenia rozmów. W pewnym momencie mój najbliższy sąsiad wyszeptał, kryjąc twarz za postawionym kołnierzem: „Gdyby nasze żony mogły nas teraz zobaczyć! Mam nadzieję, że spotkał je lepszy los w innym obozie i nie wiedzą, jak jesteśmy traktowani".

Jego słowa sprawiły, że pomyślałem o swojej żonie. I gdy tak pokonywaliśmy kolejne kilometry - potykając się, ślizgając po zmarzniętej ziemi, podtrzymując się nawzajem i ciągnąc jeden drugiego naprzód - nic więcej nie zostało powiedziane, lecz obaj wiedzieliśmy, że ten drugi rozmyśla o swojej żonie. Co pewien czas zerkałem w niebo, gdzie wolno gasły gwiazdy, a różowe światło poranka rozlewało się coraz szerzej za wałem ciemnych, spiętrzonych chmur. Przed oczyma jednak wciąż widziałem twarz swojej żony, której obraz był w mojej wyobraźni boleśnie wyraźny. Słyszałem, jak mi odpowiada, widziałem jej uśmiech, jej szczere, dodające otuchy spojrzenie. Wyimaginowane czy nie, w moich oczach to jej spojrzenie miało wówczas w sobie więcej blasku niż promienie właśnie wschodzącego słońca.

Nagle poraziła mnie pewna myśl: po raz pierwszy w życiu objawiła mi się prawda po tylekroć wplatana w pieśni przez poetów i ogłaszana najwyższą mądrością przez filozofów, a mianowicie, że miłość jest najwyższym i najszlachetniejszym celem, do jakiego może dążyć człowiek. Pojąłem wówczas sens największej tajemnicy, której rąbka uchylają przed nami dzieła największych poetów, myślicieli i duchownych: droga do zbawienia człowieka wiedzie poprzez miłość i sama jest miłością. Zrozumiałem, że nawet ktoś, komu wszystko na tym świecie odebrano, wciąż może zaznać prawdziwego szczęścia, choćby nawet przez krótką chwilę, za sprawą kontemplacji tego, co najbardziej ukochał. W sytuacji całkowitej samotności, gdy nie sposób wyrazić samego siebie poprzez pozytywne działanie, gdy jedynym i największym osiągnięciem jest godne i szlachetne znoszenie własnego cierpienia, nawet w takiej sytuacji można doświadczyć spełnienia, kontemplując z uczuciem noszony w sercu obraz najdroższej nam osoby. Po raz pierwszy w życiu byłem w stanie w pełni pojąć znaczenie zdania:  „Aniołowie zatracają się w nieustannej kontemplacji nieskończonej chwały". Nagle idący przede mną człowiek potknął się, a ci, którzy za nim podążali, automatycznie na niego wpadli. Natychmiast zjawił się strażnik i na nieszczęśników posypały się uderzenia bata. Wydarzenie to wyrwało mnie na kilka minut z moich marzeń na jawie. Wkrótce jednak moja dusza odnalazła drogę powrotną do innego świata, zostawiając za sobą tragiczną egzystencję więźnia, ja zaś podjąłem przerwaną rozmowę z moją ukochaną. Zadawałem pytania, na które odpowiadała; potem zaś ona pytała, a ja odpowiadałem.

 „Stać!". Głośny ten okrzyk oznaczał, że przybyliśmy na miejsce. Zaraz też wszyscy rzuciliśmy się do ciemnego baraku w nadziei zdobycia jakiegoś przyzwoitego narzędzia. Każdy więzień dostawał do dyspozycji szpadel lub kilof.

 „Nie możecie szybciej, świnie?". Wkrótce potem zajęliśmy swoje wczorajsze miejsca w rowie. Zmrożona ziemia zgrzytała pod kilofami, aż leciały iskry. Mężczyźni milczeli, pracując w otępieniu.

 Tymczasem moje myśli krążyły wokół obrazu żony, który wciąż miałem przed oczyma. W pewnej chwili przyszło mi coś do głowy: przecież nawet nie wiedziałem, czy ona nadal żyje. Wiedziałem jednak coś innego - coś, w co do tej pory głęboko wierzę: miłość nie ogranicza się do fizycznej powłoki ukochanej osoby. Prawdziwą głębię  odnajduje się, dopiero wnikając w jej duchowe jestestwo, jej wewnętrzne „ja". Wówczas to, czy osoba ta jest przy nas obecna, czy nie, czy żyje, czy jest martwa, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

 Nie wiedziałem, czy moja żona żyje, i nie miałem szans tego sprawdzić (podczas całego okresu mojej niewoli nie było możliwości odbierania ani nadawania listów), lecz w tamtej chwili nie było to dla mnie istotne. Nie musiałem tego wiedzieć; nic nie mogło osłabić siły mojej miłości, zakłócić moich myśli ani zatrzeć w pamięci obrazu mojej ukochanej. Wydaje mi się, że nawet gdybym wówczas wiedział, iż moja żona zginęła, to i tak - niewzruszony tą wiadomością - oddawałbym się kontemplowaniu jej wizerunku, a moja duchowa rozmowa z nią byłaby równie żywa i satysfakcjonująca. „Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu (...) bo jak śmierć potężna jest miłość".

(Żonę Wiktora Frankla, Tilly, przeniesiono do obozu Bergen-Belsen, gdzie umarła (1944) w wieku 24 lat).

 

Może te głębokie refleksje w tych dramatycznych okolicznościach pozwolą nam odczytać oświadczyny Boga i nasze ludzkie relacje nieco inaczej  i póki jeszcze czas dokonać właściwej korekty życia.

 

 

                                                                                           Ks. Lucjan Bielas

Podkategorie

Nabożeństwa ku czci
Św. Rity

Każdy 22. dzień miesiąca,
godz. 17:00 / 18:00.

Więcej informacji...

Msze Święte

Niedziele i Święta:

7:00, 8:30, 10:00,
11:30, 12:45, 17:00

Dni powszednie:

7:00, 18:00
(od 1.X do 31.XII
7:00, 17:00)

Copyright © Parafia p.w. św. Jana Kantego w Jaworznie - Niedzieliskach, 2024

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Polityka Plików Cookies dostępna jest do przeglądu na stronach GIODO tutaj.