TĘSKNOTA ZA EUCHARYSTIĄ

 „Radość chrześcijańska rodzi się z akceptacji, z pogodzenia się z tym, czego zmienić nie mogę. Tam, gdzie kończą się ludzkie możliwości, zaczynają się możliwości Boże. (…) Nasza własna bezradność i bezbronność może otworzyć nas na nowo na Tego, który nas przecież nie zostawi” - ks. Tomasz Jaklewicz.

Od pewnego czasu żyjemy pod hasłem „zostań w domu”. Wiele rzeczy i spraw, które zwyczajnie dają radość, poczucie wolności czy bezpieczeństwa dziś jest niedostępnych. Nikt nie przewidział, że ten mały, niewidzialny, groźny wirus, tak bardzo nam namiesza.

Z dnia na dzień znaleźliśmy się w nieco innej rzeczywistości. Także wachlarz możliwości uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii (dogodna godzina, ulubiony kościół a nawet ksiądz) został ograniczony się do transmisji telewizyjnej, radiowej lub internetowej - jedynej formy, w jakiej można odpowiedzialnie, z miłością i troską o innych uczestniczyć we Mszy świętej.

Z każdym jednak tygodniem w wielu domach, szczególnie tych katolickich, budzi się coraz większa tęsknota za tym, co wydawało się takie oczywiste, a przez to może niedoceniane. Tęsknota za kościołem, za wspólnotą, za Eucharystią. Za pełną a nie tylko duchową, Komunią świętą – „Ciebie dziś moje łzy słodkie szukają, ku Tobie wołają”.

Czym jest tęsknota za Eucharystią, doskonale rozumiała błogosławiona Aleksandrina Maria da Costa. Bardzo religijna, radosna i pracowita młoda dziewczyna z Portugalii, która nagle została skrzywdzona na całe życie.

Była Wielka Sobota 1918 roku. Czternastolatka broniąc się przed gwałtem, w akcie desperacji, wyskoczyła przez okno z wysokości 4 metrów. Ta sytuacja diametralnie zmieniła całe jej dotychczasowe życie. Skutkiem upadku był złamany kręgosłup i ogromne trudności w chodzeniu. Po 7 latach doznała całkowitego paraliżu, który towarzyszył jej aż do śmierci. Początkowo nie mogła pogodzić się z doświadczeniem, które ją spotkało i prosiła Boga o łaskę uzdrowienia. Dopiero w 1928 roku doszła do wniosku, że cierpienie stało się jej powołaniem. Powtarzała, że Jezus pozostając pomiędzy ludźmi w Eucharystii, stał się „więźniem tabernakulum” – tak, jak ona stała się „więźniem” swojego łóżka. Ułożyła w tym czasie hymn ku czci tabernakulów, czyli miejsc gdzie w kościele jest przechowywany Najświętszy Sakrament. Odmawiając tą modlitwę lewitowała, a w swoim sercu odczuwała silne ciepło, szczególnie po przyjęciu Komunii św. Był to początek wspaniałej miłosnej historii pomiędzy nią a Jezusem.

Siłą Alexandriny we wszystkich cier­pieniach była codzienna Komunia. Dzię­ki niej zawsze czuła szczególną więź z Jezusem. Tak w swej autobiografii wspomina dzień, w którym przyjęła Go po raz pierwszy: „wydarzenie to wyryło się w mojej duszy. Sądziłam, że zjednoczyłam się z Jezusem tak, że już więcej się od Niego nie odłączę. Wydaje mi się, że On zawładnął moim sercem. Radości, która mnie przepełniła, nie sposób wyrazić”.

Odtąd już zawsze nosiła w sobie głód Eucharystii. Pewnego dnia, jeszcze przed wypadkiem, gdy zaatakowała ją ostra choroba, w gorączce prosiła matkę: chcę Jezusa… Gdy matka podała jej krzyż, dziewczynka wyszeptała: nie tego, lecz Eucharystycznego. Gdy paraliż całkowicie objął jej ciało, Jezus był jej jedyną pociechą. Niestety w parafii nastąpiła zmiana kapłanów, a nowy proboszcz docierał do niej jedynie raz w miesiącu. Aleksandrina zwierzała się swemu ojcu duchownemu: „nie przyjęłam jeszcze Pana Jezusa. Och, Boże, jak boli! Proszę modlić się bardzo do naszego Pana, by przez swoje nieskończone miłosierdzie raczył znaleźć na to jakiś sposób. (…) Gdybym mogła zapłacić i przynieśli mi Jezusa z pieniądze… Ile bym za to nie dała!”. W tym czasie Jezus przychodził do niej w inny sposób: „przyjęłam wiele Komunii św. duchowych z całym zapałem, na jaki mnie stać, i nasz Pan będzie mi to wynagradzał”. Zwyczaj przyjmowania Jezusa duchowo w każdej godzinie zachowała odtąd do końca życia, także wtedy, gdy proboszcz przynosił jej Eucharystię każdego dnia.

W pewnym okresie jej stan był na tyle krytycz­ny, że wycieńczona ciągłymi wymiotami, nie jadła i nie piła nic przez 17 dni. Jej jedynym po­karmem była Eucharystia. Te wydarzenia były zapowiedzią łaski, której Jezus pragnął jej wkrótce udzielić. Gdy dzieliła się swym pragnieniem głodu i miłości z Jezusem, usłysza­ła: „nic już nie będziesz jadła na ziemi. Twoim pokarmem będzie Moje Ciało”. Od tej pory przez 13 lat nie przyjmowała żadnego napoju i pokarmu poza Jezusem Eucharystycznym. Waga jej ciał wciąż była stała i wynosiła 33 kg. Jezus wyjaśnił: „ży­jesz jedynie Eucharystią, ponieważ chcę przez to ukazać światu moc Eucharystii i moc Mojego życia w duszach”.

Zmarła 13 października 1955 roku w wieku 55 lat. Została ogłoszona błogosławioną 25 kwietnia 2004 roku przez naszego rodaka, papieża Jana Pawła II.   

Agnieszka Pałka