Nabożeństwa ku czci
Św. Rity

Każdy 22. dzień miesiąca,
godz. 17:00 / 18:00.

Więcej informacji...

Msze Święte

Niedziele i Święta:

7:00, 8:30, 10:00,
11:30, 12:45, 17:00

Dni powszednie:

7:00, 18:00
(od 1.X do 31.XII
7:00, 17:00)

Parafia p.w. św. Jana Kantego
Jaworzno - Niedzieliska

Artykuły

Dzisiaj potrzeba nam Króla!

(Mk 11, 1.10)

(Mk 14, 15,47)

W tym roku, na wpół zamknięty charakter Niedzieli Palmowej, jeszcze bardziej odsłania jej głęboki sens. Z jednej strony radość uroczystego wjazdu Chrystusa do świętego miasta królów, do Jeruzalem, który uruchomił w mieszkańcach wizję króla, którego tak bardzo wtedy potrzebowali. Wydawało im się, że Jezus jest w stanie  tę wizję wypełnić, temu zadaniu sprostać, tak, jak tego oczekiwali. Rozumiemy ich znakomicie, bo też by się nam tak wydawało.

Odczytywana we wszystkich kościołach w liturgii czytań „Męka Pańska” zdaje się zupełnym zaprzeczeniem oczekiwań przywódczej roli Jezusa Chrystusa na tym świecie.

Czy tak jest naprawdę? Czy te wydarzenia zaprzeczają sobie? Dlaczego właśnie dzisiaj Kościół zestawia je ze sobą w jednej liturgii?

Spróbujmy poszukać odpowiedzi w jedynej bajce, jaka znalazła się Biblii. Opowiedział ją Jotam, syn Gedeona, jedyny spośród braci, który został przy życiu po mordzie dokonanym przez Abimeleka. Tenże, syn Gedeona i nałożnicy postanowił przez morderstwo przejąć władzę, do czego namówił swoich bogatych ziomków z Sychem. To do nich, stojąc na szczycie góry Garizim, Jotam skierował przedziwną opowieść:

”Posłuchajcie mnie, możni Sychem, a Bóg usłyszy was także. Zebrały się drzewa, aby namaścić króla nad sobą. Rzekły do oliwki: ”Króluj nad nami!” 

Odpowiedziała im oliwka: ”Czyż mam się wyrzec mojej oliwy, która służy czci bogów i ludzi, aby pójść i kołysać się ponad drzewami?”

Z kolei zwróciły się drzewa do drzewa figowego: ”Chodź ty i króluj nad nami!” 

Odpowiedziało im drzewo figowe: ”Czyż mam się wyrzec mojej słodyczy i wybornego mego owocu, aby pójść i kołysać się ponad drzewami?” 

Następnie rzekły drzewa do krzewu winnego: ”Chodź ty i króluj nad nami!”

Krzew winny im odpowiedział: ”Czyż mam się wyrzec mojego soku, rozweselającego bogów i ludzi, aby pójść i kołysać się ponad drzewami?”

Wówczas rzekły wszystkie drzewa do krzewu cierniowego: ”Chodź ty i króluj nad nami!”  Odpowiedział krzew cierniowy drzewom: ”Jeśli naprawdę chcecie mnie namaścić na króla, chodźcie i odpoczywajcie w moim cieniu! A jeśli nie, niech ogień wyjdzie z krzewu cierniowego i spali cedry libańskie” (Sdz 9, 7-15).

Ten tekst miał swoje znaczenie w tamtej historycznej sytuacji. Twarde przesłanie, że Abimelek nie nadaje się króla, a jego panowanie będzie miło dramatyczny koniec, zarówno dla niego, jak i dla możnych z Sychem, w całości się spełniło (por. Sdz 9, 22-57).

Ma ten tekst swoją ponadczasową mądrość. Jeżeli chcesz być władcą, chcesz być przywódcą, musisz zrezygnować ze swojej osobistej misji i całkowicie służyć innym. Jeśli nie umiesz dokonać takiej rezygnacji, nie sięgaj po władzę. Bo jeżeli to zrobisz, na pewno przegrasz. Znakomicie rozumiała to oliwka, drzewo figowe i krzew winny.

Ma ten tekst swoje mesjańskie znaczenie. Zwróciła mi na to uwagę pewna młoda katechetka. Właśnie cierniem ukoronowany Chrystus prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, zawisł na drzewie krzyża. Oddał wszystko to, co ludzkie z miłości do nas i śmiercią niewolniczą odkupił winy całej ludzkości. Spalił tym samym „cedry libańskie”, symbole ziemskiej władzy królewskiej i sam stał się jedynym prawdziwym władcą tego świata – cierniem ukoronowanym.

W tym kolejnym dniu osobliwej pandemii, którą nie do końca rozumiem, patrzę na Jezusa w cierniowej koronie i w Nim pragnę położyć całą moją ufność. Tylko z Nim nie przegram!

 

 

                                                                                          Ks. Lucjan Bielas

Jest grzech, który nie będzie odpuszczony!

 

(Mk 3, 20-35)


W zachwycie nad wielkością człowieka oraz nieskończonym miłosierdziem Boga warto usłyszeć z całą ostrością słowa Miłosiernego Jezusa, w których  stwierdza z całą stanowczością, że jest jeden grzech, który nigdy nie będzie odpuszczony – grzech  przeciwko Duchowi Świętemu. Ponieważ rzecz dotyczy największego dramatu człowieka – potępienia wiecznego, trzeba tę wypowiedź, jak i cały jej kontekst potraktować z najwyższą uwagą. I tak wpierw rozprzestrzeniano pogłoskę o tym, że Jezus: odszedł od zmysłów, innymi słowy zwariował, a więc siłą faktu, to co mówi, nie może być poważnie traktowane. Dalej nastąpiła eskalacja Jego dyskredytacji, a jej  autorami byli znawcy słowa Bożego – uczeni w Piśmie. Część z tych autorytetów moralnych orzekła, że Jezus:  ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy. W poniżeniu Syna Bożego posunęli się najdalej, jak tylko było można – Jezus wg nich  jest sługą szatana.

Odpowiedź Chrystusa jest znamienna. Po pierwsze wykazał wewnętrzną sprzeczność takiego stwierdzenia: Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Po drugie, patrząc na przewrotność ich serc, stwierdził z całą ostrością:  Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego. Bóg tak pokochał człowieka, i dał mu taką wolność, iż ten może podjąć taką decyzję o popełnieniu grzechu, którą zamknie możliwość działania Miłosierdzia Bożego. Dla człowieka oznacza to – wieczne potępienie, wieczny brak miłości, wieczne – nie  kocham i wieczne – nie będę kochany. Świadomość skutków decyzji nie zmienia faktu, że człowiek jest zaproszony, a nie zaprogramowany do szczęścia wiecznego.

Z pomocą we właściwym rozumieniu tego tekstu przychodzi Kościół. Św. Jan Paweł II,  który  stwierdza, że to  bluźnierstwo nie polega na słownym znieważeniu Ducha Świętego; polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża.

 […] Wiemy, że owocem takiego właśnie oczyszczenia jest odpuszczenie grzechów. Kto zatem odrzuca Ducha i Krew, pozostaje w „martwych uczynkach”, w grzechu. Bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu polega więc w konsekwencji na radykalnej odmowie przyjęcia tego odpuszczenia, którego wewnętrznym szafarzem jest Duch Święty, a które zakłada całą prawdę nawrócenia, dokonanego przezeń w sumieniu. Jeśli Chrystus mówi, że bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie może być odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym życiu, to owo „nie-odpuszczenie” związane jest przyczynowo z „nie-pokutą” — to znaczy z radykalną odmową nawrócenia się.

„Bluźnierstwo” przeciw Duchowi Świętemu jest grzechem popełnionym przez człowieka, który broni rzekomego „prawa” do trwania w złu, we wszystkich innych grzechach, i który w ten sposób odrzuca Odkupienie. Człowiek pozostaje zamknięty w grzechu, uniemożliwiając ze swej strony nawrócenie — a więc i odpuszczenie grzechów, które uważa za jakby nieistotne i nieważne w swoim życiu (Encyklika Dominum et Vivificantem 46).

Te dwa głosy, że Jezus jest idiotą i że Jezus jest zły, wybrzmiewały nie tylko między współczesnymi Chrystusowi, ale jakże mocno rozlegają się dziś pośród nas. Pielęgnowane mogą doprowadzić do dramatycznej decyzji wiecznej śmierci. To wszystko dzieje się małymi kroczkami.

Pytanie:  jak więc tego uniknąć?

I tu Jezus daje odpowiedź prostą, która jest zawarta w odwadze przynależności do Jego rodziny. Ta odwaga to nasze codzienne małe decyzje: Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matk

                                                    Proszę Cię Jezu o taką odwagę we wszystkich sytuacjach mojego życia!

                                                                                Ks. Lucjan Bielas

Język miłości

(J 15, 26-27; 16, 12-15)


A było to na samym początku, w szóstym dniu, według biblijnego opisu aktu stworzenia wszechświata: - wtedy  to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi, i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą (Rdz 2, 7).

Owo tchnienie Boga jest nie tylko darem życia, ale cząstką samego Boga, daną stworzonemu człowiekowi i uzdalniającą go do podjęcia ze Stwórcą świadomej współpracy będącą kontynuacją Jego dzieła. Cząstka ta z natury swej  nieśmiertelna, od Boga wychodzi i do Boga wraca. Określamy ją mianem ludzkiej duszy, dzięki której człowiek nie tylko żyje, jak inne istoty, ale uzyskuje rangę osoby, czyli jest uzdolniony do swoistego rodzaju dialogu z osobowym Bogiem.

Można by powiedzieć, że oknem, przez które dusza człowieka niejako wyziera na ten świat, jest twarz człowieka. Nie ma nic piękniejszego od pełnego życia ludzkiej twarzy i nic smutniejszego, kiedy zastyga po śmierci człowieka. Jednakże największym zranieniem i okaleczeniem ludzkiego oblicza jest grzech.  O wadze komunikacyjnej twarzy , jak nigdy dotąd,  przekonujemy się teraz, doświadczając  wątpliwego uroku zbiorowej maskarady, przekładającej się również na rosnące problemy z interpersonalną komunikacją.

W historii świata Bóg przygotował dla człowieka pogubionego w grzechu drugie tchnienie. Jest nim Duch Święty, który od Ojca i Syna pochodzi, a Który jest trzecią osobą Trójcy Przenajświętszej.  Celem Jego zesłania, jest udoskonalenie komunikacji między człowiekiem a Bogiem i komunikacji między ludźmi. Jej językiem jest język miłości, który ludzie utracili, a czego symbolem stała się biblijna wieża Babel.

Odczytajmy jeszcze raz pierwotny zamysł Stwórcy: A wreszcie rzekł Bóg: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26).

Obraz ten zakłócony przez grzech, w oczach Bożych stał się na powrót czytelny, przez oczyszczenie dokonane w Jezusie Chrystusie. Jakże wymowna jest scena z Ostatniej Wieczerzy, kiedy to Chrystus umywa stopy swoim uczniom i jakże znaczące są Jego  słowa skierowane do Piotra: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty (J 13, 10). Tylko Jezus był w stanie nas prawdziwie obmyć.  Przyjął postać człowieka, aby tego dokonać. Nam zostawił przykład i polecenie, aby sobie wzajemnie nogi obmywać, aby sobie wzajemnie służyć. To jest prawdziwie język miłości.

Zjednoczeni doświadczeniem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, cieszący się obecnością Najświętszej Maryi Panny, gotowi do służby Bogu i ludziom, Apostołowie otrzymali dar Ducha Świętego. Bóg prześwietlił ich swoją miłością i mocą. Efekt był niesamowity, czego doświadczyli ci pielgrzymi przybyli do  Jeruzalem, których wokół Wieczernika zgromadził powiewem wiatru.

Bóg w uczniach Jezusa stał się  czytelny, a oni zaś okazali się dzięki temu godni zaufania. Po raz pierwszy w dziejach Jeruzalem pielgrzymi wyszli ze świętego miasta prawdziwie zjednoczeni z Bogiem, doświadczywszy języka Jego miłości. A stało się to przez tych, którzy Bogu oddali całych siebie, bo język miłości, to 100% dawania i 100% otrzymywania.

Stawiam sobie pytanie w 44 rocznicę moich święceń kapłańskich, mojego wyjścia z Wieczernika;

- czy  pozwalam Bogu na to, aby  mówił przeze mnie językiem miłości? Niestety nie zawsze, a przecież na obrazku prymicyjnym napisałem: Usłysz mój głos w swej dobroci Panie!

 

 

                                                                                                        Ks. Lucjan Bielas

Kropielnica

(Mt 28, 16-20)

28 września 1952 r. w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Wojciecha i Katarzyny w Jaworznie, zostałem ochrzczony w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Przez to wydarzenie Jezus Chrystus włączył mnie w życie samego Boga w  ten niepojęty, pozaziemski krwiobieg miłości. Im więcej lat mi przybywa, tym większą przeżywam radość z tego, że Bóg po prostu jest, a ja jestem w Nim. Ten proces poznawczy rozpoczął się we wczesnym dzieciństwie od doświadczenia domu rodzinnego i od doświadczenia miłości rodziców, w której czułem się bezpiecznie w nie całkiem bezpiecznych czasach. To podstawowy majątek, jaki odziedziczyłem, który, między innymi tym różni się od innych dóbr, że jest niezbywalny.  Mogę dziś powiedzieć z całym przekonaniem, że miłość weryfikuje się w relacji z „tym trzecim” – miłość rodziców weryfikuje się zarówno w relacji z Bogiem, jak i w relacji z dzieckiem. Dramaty zaś rozbitych małżeństw i przeciąganych lub porzucanych dzieci, są niestety, tej tezy bolesnym uzasadnieniem.

Doświadczenie domu rodzinnego bardzo pomaga mi w zmierzeniu się z tajemnicą Trójcy Przenajświętszej – jednego Boga o jednej boskiej naturze  w trzech osobach. Gdyby była w Bogu jedna osoba, nieskończenie się kochająca, byłby to swoistego rodzaju narcyzm – jestem doskonały sam dla siebie, sam siebie podziwiam. Gdyby były w Bogu dwie osoby i każda dawałaby każdej wszystko, byłby to egoizm – jesteśmy tylko dla siebie. Tymczasem w Bogu są trzy osoby w fantastyczne relacji wirującej miłości. Każda każdej daje 100% i każda od każdej 100% przyjmuje. Ta trzecia osoba uwiarygadnia relacje pozostałych dwóch. 

To w tej wirującej miłości powstał pomysł na świat, powstał pomysł na człowieka i pomysł na mnie. To tu powstał plan uratowania człowieka, uratowania mnie, bo z tej rzeczywistości wyszedłem i do tej rzeczywistości wracam.

W moim domu rodzinnym zawsze przy drzwiach wejściowych wisiała i wisi kropielniczka przeznaczona na wodę święconą.  W polskich kościołach od XI w., a w domach prywatnych od XVII/XVIII w. kropielnice mają, dziś bezpieczniej powiedzieć – miały swoje miejsce. Zakorzenione w starotestamentalnych rytualnych obmyciach, z podobną nieco funkcją w bazylikach starochrześcijańskich i z ukształtowanym w tradycji Kościoła przesłaniem wspomnienia Sakramentu Chrztu Świętego.  Gest zanurzenia końców palców  w wodzie święconej oraz uczynienie  znaku krzyża stawia nas w obecności Boga Trój-jedynego, w tym wirującym trójkącie Miłości.  Jako ochrzczeni w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, świadomi tego faktu, tworzymy przestrzeń wolności i równości. I tylko wtedy możemy prawdziwie kochać i być kochani. Zarówno świątynia, dom i rodzina, potrzebują relacji budowanych przez ludzi wolnych i równych. Nie liczy się, ile masz lat i gdzie się urodziłeś, nie liczy się, ile masz na koncie, nie liczy się, jakie masz wykształcenie itp. Liczy się czy chcesz kochać i być kochanym.

W tę Uroczystość Trójcy Przenajświętszej AD 2021 patrząc na wyschnięte kropielnice stawiam sobie pytanie: czy będą kiedyś napełnione wodą święconą i czy kiedyś nasze serca znów zaczną kochać?

Dwie rzeczy wiem na pewno. Pierwsza to, że z najwyższą powagą muszę wziąć słowa Chrystusa: Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

Druga zaś to, że w kropielniczce domowej mogę mieć wodę święconą, a w sercu miłość.

 

                                                                                                         Ks. Lucjan Bielas

Mam kuku na punkcie rolnictwa

(J 12,20-33)

Kto mnie odrobinę lepiej zna, wie, że to stwierdzenie nie jest tanią retoryką.

Przed kilku laty od mojego zaprzyjaźnionego rolnika z Bawarii, Emila, otrzymałem w prezencie słoik wypełniony ziarnami pszenicy. Pan Emil, który od lat prowadzi gospodarstwo eksperymentalne, a przy tym jest mężczyzną poważnie traktującym swoją relację z Bogiem, wyjął jedno z ziaren  i pokazując, oznajmił mi z całym przekonaniem, że jest ono dla niego jednym z najpiękniejszych i najważniejszych cudów. Pracując nad różnego rodzaju odmianami pszenicy, doskonale wie, że nikt na świecie nie jest i nie będzie w możności stworzenia ziarna, takiego, jakie  uczynił Bóg. Maleńkie ziarno, zawierające niepojętą siłę życia, jest więc zarówno dla rolnika, jak i dla każdego myślącego człowieka,  przestrzenią spotkania ze Stwórcą. Obserwując Pana Emila przez lata, widzę, jak codziennie pogłębia tę relację, uczestnicząc w Eucharystii, przyjmując Chrystusa pod postacią chleba i jak zmaga się, aby przekładać to spotkanie z Bogiem na relacje w swojej codzienności.

Słoik z ziarnami pszenicy dalej stoi na półce. Minęły lata i nic się w nim nie zmieniło. Nikt ziaren nie zmielił, nie zrobił mąki i nie upiekł chleba, nikt nie wrzucił ich w żyzną glebę, aby ukryty potencjał życia, w procesie obumierania wydał plon. Każde ziarno zostało w słoiku, na swój sposób samo.

To doświadczenie wpisuje się w odpowiedź, jaką dał Chrystus przez Apostołów Grekom, którzy przybyli do Jerozolimy oddać cześć Bogu, ale pragnęli koniecznie spotkać Jezusa. Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.  Przykład obumierającego ziarna był czytelny w ówczesnym świecie pogańskim. Rozumieli go Egipcjanie, Grecy, Rzymianie i Żydzi. Wszędzie widziano to, że życie ludzkie jest wkomponowane w normalny cykl natury, cykl obumierania i wydawania plonów. Tymczasem Jezus Chrystus – Wcielone Słowo Boga, wcina się w ten cykl natury ze swoim życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem. Spotkanie z Nim i przyjęcie Go nadaje ludzkiemu życiu właściwy sens i ponadczasowy wymiar. To spotkanie ma swoją weryfikację.

8 kwietnia 1973 r. Sługa Boży Ks. Bp Jan Pietraszko w Kolegiacie św. Anny w Krakowie zauważył: „Zdarza się przecież – sami o tym wiecie – tak, że ludzie przychodzą na rekolekcje przed Wielkanocą, wysłuchują pewnej ilości mniej lub więcej ciekawych dysertacji, takich intelektualnych smaczków, zadowolą swoją pasję intelektualną, wychodzą mniej lub więcej zadowoleni, albo rozgrymaszeni, mówią: dobrze mówił, albo: trudno tego było słuchać, takie gadanie, no i mijają dwa sakramenty. To im nie jest potrzebne. Pewnemu zwyczajowi stało się zadość. O Panu Bogu coś usłyszeli, coś sobie pomyśleli, ale to najważniejsze minęli. Do tego jeszcze przychodzi ten pomocnik z boku, który dzisiaj twierdzi, że w imię posoborowej odnowy to już jest trochę inaczej i że można sobie to zaspokoić i wypełnić w innym układzie, sam na sam z Panem Bogiem, albo w jakimś zbiorowym nabożeństwie pokutnym, podczas gdy Chrystus mówi wyraźnie do  Apostołów: Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone,  a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20,22-23). Tu w tym sformułowaniu Chrystusowym nie ma miejsca na wyminięcia”.

Trudno nie zauważyć, że słowa Sługi Bożego wygłoszone niemal 50 lat temu, w dobie Covida – 19 mają swoją przedziwną aktualność. Przyjęcie Jezusa to nie same intelektualne zachwyty, lecz przeoranie swojego życia, co weryfikuje się w Sakramencie Pokuty i Eucharystii. Jeżeli się tego nie przepracuje, to pozostaje bycie ziarnem pszenicy o gigantycznym potencjale, samotnym i wyschniętym, pośród innych w jakimś słoiku na jakiejś półce historii tego przemijającego świata.

Czy tego tak naprawdę chcemy? 

 

 

                                                                                                              Ks. Lucjan Bielas

Solidarność Boga

 

(Mk 14, 12-16. 22-26)

Bóg, który jest czystą Miłością, wyszedł naprzeciw poranionemu przez grzech człowiekowi. W tym wyjściu do człowieka Boska Natura objawiła się w trzech boskich osobach: w osobie Ojca, w osobie  Syna i w osobie Ducha Świętego. To wyjście do będącego w potrzebie człowieka ukazało doskonałą solidarność Boskich Osób,  doskonałe BOSKIE MY.

Stworzeni na obraz i podobieństwo Boga ludzie, obdarzeni sumieniem, a co tym idzie, zdolnością do dostrzegania potrzeb innych i wychodzenia im naprzeciw. Słusznie zauważa ks. Józef Tischner, że tak tworzy się solidarność ludzkich sumień.

Ma ona szczególne znaczenie pośród ochrzczonych, którzy w dojrzały sposób wydarzenie Chrztu św. w swoim życiu przepracowali. Chrzest  w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego,  znak, słowa i odrobina wody, to nie jakiś tradycją uświęcony pusty ryt. Jest on zawiązaniem  niezwykłej solidarności Boga Trójjedynego z  oczyszczonym z grzechu człowiekiem. Staje się on w pewien sposób uczestnikiem natury Boga, co daje mu nową perspektywę życia.

W budowaniu solidarności z człowiekiem Bóg idzie jeszcze dalej. Wymownie oddaje to dzisiejsza Ewangelia. W życie codzienne człowieka wchodzi Jezus Chrystus – Bóg, który w akcie solidarności z człowiekiem przyjął jego postać i zamieszkał w jego życiowych realiach. Przed tym, który z natury rzeczy przyjmuje posiłek aby żyć, kładzie na stole chleb i kielich z winem, a wypowiadając słowa: Bierzcie, to jest Ciało moje. To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana, swą boską mocą, zachowuje postacie chleba i wina, Sam staje się pokarmem dla człowieka. Ci wszyscy,  którzy z wiarą po ten Pokarm i Napój sięgną, stają się jeszcze bardziej zakorzenieni w boskiej naturze, jeszcze bardziej z Bogiem i z bliźnimi zjednoczeni.  To zjednoczenie ma ponadczasowy charakter. Wskazują na to słowa samego Chrystusa: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym. Innymi słowy, stół eucharystyczny, do którego zaprasza Chrystus nie ma końca. Ciągnie się w nieskończoność.

Dziś, w Uroczystość Bożego Ciała, warto jeszcze raz postawić sobie zasadnicze pytania:

Czy wierzysz Jezusowi?

Jeżeli wierzysz, to czy Go kochasz?

A jeśli kochasz, to czy pokładasz w Nim nadzieję?

Gdyby się zdarzyło, a może tak być, bo Bóg nas do niczego nie zmusza, że odpowiedzi będą negatywne, to warto postawić sobie jeszcze jedno pytanie: jaką mam inną koncepcję na życie i czy jest ona głosem sumienia, a może jedynie próbą ucieczki przed odpowiedzialnością?

 

                                                                                              Ks. Lucjan Bielas

Podkategorie

Nabożeństwa ku czci
Św. Rity

Każdy 22. dzień miesiąca,
godz. 17:00 / 18:00.

Więcej informacji...

Msze Święte

Niedziele i Święta:

7:00, 8:30, 10:00,
11:30, 12:45, 17:00

Dni powszednie:

7:00, 18:00
(od 1.X do 31.XII
7:00, 17:00)

Copyright © Parafia p.w. św. Jana Kantego w Jaworznie - Niedzieliskach, 2024

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Polityka Plików Cookies dostępna jest do przeglądu na stronach GIODO tutaj.