ODCIENIE PRZYJAŹNI ZE ŚW. JÓZEFEM

 

z Józefem Śliwą rozmawia Agnieszka Pałka

W popularnej pieśni ku czci św. Józefa śpiewamy: Szczęśliwy, kto sobie patrona - Józefa ma za opiekuna. O właśnie taki rodzaj szczęścia, budowany na relacji ze św. Józefem, zapytałam jednego z naszych parafian.

Pan Józef, bo o nim mowa, urodził się w Wadowicach, a wychował w Paszkówce, miejscowości oddalonej zaledwie 11 km od Kalwarii Zebrzydowskiej. To zapewne spowodowało, że w jego rodzinie zawsze bardzo żywy był przede wszystkim kult Matki Bożej. Wraz z rodzicami i rodzeństwem byliśmy częstymi gośćmi na wszystkich uroczystościach maryjnych, dróżkach kalwaryjskich oraz obchodach Wielkiego Tygodnia. Św. Józef stał wtedy jakby troszkę z boku. Moje myśli kierowałem ku Niemu zazwyczaj w marcu, kiedy przypada Jego święto a więc również moje imieniny. Józef był patronem mojego taty oraz chrzestnego, po których zgodnie ze zwyczajem otrzymałem imię - wyznaje szczerze mój rozmówca. 

Po ukończeniu szkoły podstawowej pan Józef kontynuował naukę w Tychach, gdzie zamieszkał w internacie. Pamiętam, że kierownictwo utrudniało nam wyjście z internatu do kościoła na niedzielną Mszę św. To były lata 70-te, czasy komunizmu. Myślę, że wiara, którą przekazali nam rodzice, chyba przede wszystkim przez swój własny przykład sprawiła, że się nie bałem i starałem się być na Eucharystii. Na przyjaźń z Opiekunem Jezusa trzeba było jednak jeszcze trochę poczekać.   

Prawdziwe, duchowe relacje pana Józefa z Jego patronem zaczęły się tworzyć, kiedy wikariuszem naszej parafii był ks. Pawła Pielka. To on zmobilizował go i zachęcił, aby wstąpił do Bractwa Św. Józefa. Wychowałem się, nie mając kontaktu z Oazą czy innymi formami duszpasterstwa młodzieży. Krótką chwilę byłem ministrantem. Oficjalne wpisanie do Księgi Bractwa oraz takie prawdziwe „odkrycie” mojego patrona i wspólnoty, były dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Zaraz po tym pojechałem z żoną do naszego narodowego sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, aby Mu tą naszą duchową przyjaźń zawierzyć. Nasz rozmówca przyznaje, że od tego momentu codzienna modlitwa oraz uczestnictwo w porannej Mszy św. w każdą pierwszą środę miesiąca, stały się jego wielką radością. Będąc członkiem Bractwa św. Józefa, nawet wtedy gdy codziennie modlę się sam, mam taką pocieszającą świadomość, że przecież inni modlą się ze mną i za mnie. Mam nadzieję, że nie zabraknie nowych członków tej wspólnoty i będę mógł liczyć na ich modlitwę również wtedy, gdy mnie już tu nie będzie.

Pan Józef z wyraźnym sentymentem opowiada o figurze św. Józefa na naszym placu kościelnym. Przyprowadzam tam swoje wnuki. Na razie trojkę, ponieważ najmłodsza wnuczka jest jeszcze malutka. Mam jednak nadzieję, że gdy podrośnie a Pan Bóg pozwoli, to i ją będę tam prowadził. Pod tą figurą uczymy się znaku krzyża, modlimy się, czytamy wyrytą tam krótką modlitwę i opowiadam im o św. Józefie. Czasami zapalamy znicze i sprzątamy. Oczywiście zaglądamy też do Matki Bożej i pastuszków fatimskich.

Bractwo Św. Józefa nie jest jedyną wspólnotą, do której należy nasz parafianin. Uczestniczyłem kiedyś w rekolekcjach, na których swoim świadectwem dzielił się pan Marek, koordynator Mężczyzn św. Józefa, działających przy parafii Miłosierdzia Bożego na Borach. Pomyślałem wówczas, że warto się do nich przyłączyć i tak zrobiłem. Wspólnota ta skupia w swoich szeregach samych mężczyzn w różnym wieku. Raz w miesiącu odbywają się spotkania, na których rozważa się Pismo Święte, dyskutuje na różne tematy, dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniami. Jest to duża pomoc w rozwoju duchowym. Niestety przez pandemię zawieszono spotkania. Bardzo mi ich teraz brakuje.

Pan Józef przyznaje, że cnoty Oblubieńca Maryi, to wyzwanie dla współczesnego mężczyzny. Noszę przy sobie taką karteczkę z wypisanymi cechami mojego patrona: skromność, cichość, pokora, które staram się w sobie wyćwiczyć. Ciężkie to jednak zadanie w tym szalonym świecie choć wydaje mi się, że jeśli będziemy szczerze szukać tego, co wspólne dla żyjącego dwa tysiące lat temu Józefa, i dla nas współczesnych mężczyzn, oraz będziemy się więcej modlić za Jego wstawiennictwem, to stanie się On dla nas bardziej zrozumiały i łatwiej nam Go będzie naśladować.

Na koniec trafnie zauważa, że ogłoszony przez papieża Franciszka Rok św. Józefa może stać się zachętą dla wszystkich mężczyzn, aby nie wstydzili się swojej duchowości i angażowali w grupy działające przy parafiach. Oczywiście zachęcam panów do wstąpienia do Bractwa. Myślę, że każda wspólnota daje jakąś możliwość duchowego rozwoju. Zawsze inspiracją są dla mnie świadectwa innych. Dzięki pani Ani i panu Jarkowi uczestniczę w Kręgu Biblijnym. Wraz z żoną jestem także w wspólnocie Różaniec Rodziców. Wystarczy więc się dobrze rozejrzeć i zrobić ten przysłowiowy pierwszy krok.

Dziś pan Józef dostrzega, że jego patron cały czas był przy nim i w bardzo delikatny sposób go prowadził oraz nadal go prowadzi do Boga przez różnych ludzi, sytuacje, wydarzenia. To nasza modlitwa sprawia, że codziennie dzieją się takie małe, ciche cuda. Małe szczęścia, które doceniamy dopiero po jakimś czasie. Tych cudów w moim życiu i życiu mojej rodziny jest wiele. Wierzę, że były wymodlone również przez wstawiennictwo Głowy Świętej Rodziny.

 

Dziękuje serdecznie za rozmowę